Dzieje się, dzieje... W zasadzie najważniejsze to to, że znowu chodzę:) Ale tym razem nie o mnie. Tylko o tym szalejącym tornadzie o imieniu Bahia. Ma w sobie tyle energii, że można by nią obdarować całe stado psiaków. Jadła by na okrągło. Z patyków robi wióry, niszczy je do końca:) Jak w tartaku. Odkurzacz chodzi co chwilę, a i tak podłoga zasłana jest trocinami. Może założymy wytwórnię?
Zaczyna reagować na imię. A na spacerki wychodzi na podwójnej smyczy (Pani spina dwie długie tak, żeby były jak najdłuższe, żeby Młoda miała luz, ale też żeby była nad nią kontrola). Przestała się kulić na widok przejeżdżających samochodów i przechodzących ludzi, stresują Ją jeszcze autobusy, ale i tak jest coraz lepiej. No i coraz rzadziej jeży się na widok mijających ją mężczyzn... Gdy poszliśmy na spacer do A. i B., zachowywała się całkiem poprawnie. Obwąchała A. i B. a potem szalała w ogródku nie okazując grama agresji.
Była też w tym tygodniu w odwiedzinach u Rodziców Pańci. Na kolegę Rocky'ego (sznaucer mini) nie zwracała zbytnio uwagi, do wszystkich pań (Babcia, Mama, Kasia) podeszła raczej spokojnie, też nie poświęcając im większej uwagi, Tato przekupił Ją szyneczką, choć później też na Niego warczała, natomiast Brat Pańci został obszczekany. Może dlatego, że stał na schodach i było ciemno? Może dlatego, że jest bardzo wysoki i ma donośny głos? Nie było w tym co prawda ciężkiej agresji, jednak do pozytywnych tego zachowania zaliczyć nie można. Pańcia mówi, że takie odwiedziny zrobi jeszcze kilka razy, a potem zaprosimy Rodzinkę do Domku.
Akcje w sypialni:) Pewnego dnia Bachia zawarczała na Małego M. Mały M. uwielbia oglądać bajki, zazwyczaj leży sobie wtedy w dużym łóżku w sypialni przykryty kołdrą. I tak zastała Go Bahia. I On założył sobie tę kołdrę na głowę. A Ona zaczęła warczeć. Zachowywała się tak, jakby nie wiedziała, co to łóżko z pościelą, bo gdy wieczorkiem Pańcia się położyła i również przykryła kołdrą, Bahia znów warczała. Już Jej to minęło, ale w nocy potrafi kilka razy wchodzić do sypialni i sprawdzać, czy Pan i Pańcia tam są... A jak Mały M. oglądał wczoraj bajki, zaczęła wskakiwać na łóżko. Pańcia przegoniła Ją raz i drugi, a za trzecim razem Bahia tak się położyła i zaparła, że Pańcia musiała Ją wziąć na ręce i wynieść z sypialni. Musi się Młoda nauczyć, że łóżka, szczególnie te najwygodniejsze, nie są dla piesków, szczególnie tych dużych. Ja kiedyś spałam z Panem i Pańcią... Ale to były stare czasy, stare mieszkanko i kanapa, którą zjadłam... A przede wszystkim nie było jeszcze Małego M. Bo jak Mały M. przyszedł na świat, to On zajął to miejsce obok Pańci i Pana. Ale to Jego prawo... Najważniejsze, że Pan i Pani nadal kochali mnie tak, jak za czasów, gdy Małego M. jeszcze nie było...
Są jeszcze wyskoki. A w zasadzi podskoki. Strasznie mnie denerwują i zazwyczaj dosadnie daję o tym znać, ale co ja mogę... Jak Bachia ma napad szaleństwa, to po wszystkich skacze: po Pani, po Panu, po Małym M. Ten to jest chyba najbiedniejszy, podrapany taki, ale - muszę przyznać - dzielnie to znosi i próbuje się odwracać plecami, choć nie zawsze zdąży. Za to Pan i Pani raz Ją odepchną, raz złapią za łapy i zatańczą, innym razem padną przed Nią na kolana i zachowują się jak psy. Ona to uwielbia. Przewalają się po podłodze, nawet na siebie warczą. Posmyrają Ją po brzuszku i po chwili jest spokój. Troszkę Jej zazdroszczę. Moje czasy szaleństwa też były takie wspaniałe, ale to było dawno... Najważniejsze, że Pan i Pani nadal kochają mnie tak, jak za czasów, gdy nie było Bahii, a wcześniej kochanego Miśka... I nie było NamisiowegoDomku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz