środa, 20 lipca 2011

Starość?

W Leśniczówce. Oj, wiekowość chyba mnie już dopada... Ta Młoda ciągle biega: tam i z powrotem, wokół choinek, do lasu, za Panią, za Panem, za Małym M. Do tego wciąż po Nich skacze. A mnie się to nie podoba i głośno daję o tym znać... No to Młoda myśli, że chcę ją sprowokować do zabawy. I tak w kółko. A moje stawy już tego nie wytrzymują. Ciężko mi się utrzymać na tylnych łapkach przez cały czas, gdy Bahia szaleje. Owszem, mogę się z Nią siłować, pod warunkiem jednak, że siedzę sobie bezpiecznie na zadku;) Lubię tak wyciągnąć łapki i zwrócić pysiora do słoneczka. A pogoda, muszę przyznać, w tym roku dopisała nam wyśmienicie. I mogłabym w spokoju cieszyć się magią tego miejsca, gdyby nie ta wszechobecna Pchła... Brrrrr........ Ani to nie słucha, ani nie aportuje (jak można nie wiedzieć, co zrobić z rzuconym patykiem?). Ciągle zaczepia i prowokuje. No i próbuje mnie zdominować! A to się jej nie uda. Nigdy nie musiałam tego robić, ale teraz, skoro Ona rzuca mi się do gardła, jestem zmuszona reagować tak samo. I chyba zrobiłam to przekonywująco i skutecznie, bo, mimo ciągłych prób podejmowania z Jej strony walki, moje kłapnięcie powoduje, że Młoda się poddaje:) Szkoda tylko, że te moje stare łapki nie wytrzymują już Jej młodości. Bo w zasadzie to chętnie bym Ją pogoniła, złapała za ten kudłaty ogon, powaliła i wyszczekała, co myślę o takich postrzelonych podlotkach:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz