piątek, 9 września 2011

Codzienności...

Oj, dawno tu nie zaglądałam. Ten czas leci strasznie szybko. Ale czy dzieje się coś ciekawego? Pan i Pani codziennie biegają do pracy, Mały M. do przedszkola. Więc sporą część dnia sobie z Sonią przesypiamy. Bo co tu robić, gdy Ich nie ma?
Skróciły mi się trochę spacerki i nie za bardzo mi się to podoba. Ale nie mogę narzekać, bo przecież nie wypada. Sonia porusza się z coraz większą trudnością, te tylne łapki dają jej ostatnio popalić. Zrobi kilkanaście kroków i musi się położyć. A że wychodzimy razem, i do tego na jednej smyczy, muszę się dostosować. Weterynarz zaproponował zakup Cortaflexu, ale miesięczna kuracja kosztuje ponad 160zł i Pańcia stwierdziła, że chwilowo nie mają skąd wziąć takich pieniążków... Może w drugiej połowie miesiąca...
Za to dzisiaj Pańcia wzięła Małego M. i mnie do A.B. Mają tam ogródek, więc poszalałam trochę z Pańcią:) I Pańcia wymyśliła, że jest to idealne miejsce na szkolenie. Planuje zacząć w przyszłym tygodniu. Może tym razem te plany dojdą w końcu do skutku... Bo nie pamiętam, czy już się chwaliłam, ale na komendę już siadam i podaję łapkę:)
Urosłam:) Jestem ciut wyższa od Sonii:) Ale głupiutka wciąż jestem i tylko szaleństwa mi w głowie:) Nauczyłam się nie reagować na warczenie i kąsanie Sonii, próbuję wtedy ją udobruchać i albo wylizuję jej pysiorę, albo kładę się na grzbiecie łapami do góry i całkowicie poddaję. Wydaje mi się, że te Jej ataki złości wynikają ze strachu. Albo bardziej jest to ostrzeżenie, takie na wszelki wypadek, obrona swojego miejsca. Bo przecież z racji obolałych stawów ma kłopoty z szybkim poruszaniem się i musi wcześniej wysyłać sygnały typu "moje miejsce" czy "jeszcze mam siłę się bronić". A ja przecież nic złego nie chcę jej zrobić... Nawet czasem przyniosę Jej piłeczkę i położę przy pysku. Pańcia się wtedy śmieje i mówi "dobra psiura":) Więc chyba dobrze robię?
Nadal nie ufam obcym. Jestem coraz pewniejsza siebie, ale nadal się trochę boję. I dziś wyskoczyłam na B. i prawie Go ugryzłam, bo podchodził do mnie bardzo blisko i patrzył z góry, i coś mówił, i w końcu nie miałam gdzie się cofnąć, więc warknęłam i skoczyłam z ząbkami. B. zdążył odsunąć rękę i na mnie krzyknął, a ja przecież tylko się broniłam... No i tym razem Pańcia powiedziała "niedobra psiura"... To chyba nie najlepiej:( Może w końcu uda mi się zaufać ludziom. Nie chcę przecież nikomu zrobić krzywdy... B.