wtorek, 18 października 2011

Odeszła...

Tym razem się nie udało. Już nie było szans... Drugi wylew, porażenie... Pani, gdy wróciła z pracy i zobaczyła Sonię, szybciutko zawiozła Małego M. do A. i B. i zadzwoniła po Pana. Zawieźli Ją do lekarza. Wrócili sami... Smutni, zapłakani...
To już nie będzie ten sam dom, ta sama podłoga... Teraz tylko ja będę czekać, aż Pańcia z Małym M., a potem Pan wrócą z pracy. Wszystko będzie inaczej...
Sonia za TM. Wierzę, że już nie cierpi, że spotkała Namisia, że razem są szczęśliwi... 
A ja muszę się przyzwyczaić do swojej samotności... B.

piątek, 7 października 2011

Siła życia

A może to siła miłości? Przecież Sonia nie ma już chyba w sobie nic zdrowego... Mimo tych zaledwie 7 lat, które przecież ma, jej organizm, to organizm 13-letniego, schorowanego staruszka... A Ona dalej jest z nami, dalej walczy... W poniedziałek miała niewiele szans, ale po raz kolejny się nie poddała, wyszła na prostą... Wczoraj, ku wielkiej radości Pani i Pana zaczęła sama jeść.
Jej potrzeba gonienia za szyszkami jest tak wielka, że mimo kilkukrotnych upadków w drodze do choinki, sama doprasza się o zabawę. I biegnie, bokiem, bo bokiem, ale biegnie za każdą rzucaną coraz bliżej szyszką...
Niejeden człowiek już by się poddał. Ale nie Ona... Nie Sonia... B.

W poszukiwaniu...

szelek biodrowych i... wózka... Pan i Pani siedzieli wczoraj do późnej nocy przy komputerze i oglądali. A co? A psiaki na wózkach inwalidzkich!!! Sonia ma już tak słabe tylne łapki, przednie też zaczynają się rozjeżdżać, że zaczyna mieć problemy z chodzeniem po schodach. A ma ich do pokonania 8 (osiem) w dół, na dwór, a potem znów 8 (osiem) w górę, do domku... Tak więc szelki potrzebne "na gwałt" (czy jakoś tak...), a nawet szybciej... A wózek? Pan i Pańcia obejrzeli dziesiątki zdjęć i filmów, znaleźli nawet ONka takiego, jak Sonia, z tak samo przekrzywionym po wylewie pyszczkiem. I Pan powiedział, że ten wózek wygląda dokładnie tak, jak Pan go sobie wyobrażał. Co więcej - stwierdził, że spróbuje w najbliższym czasie sam taki zrobić... Pańcia mocno trzyma kciuki... Ja też... B.

poniedziałek, 3 października 2011

Sonia chora:(

Smutno trochę... Nawet mnie zbytnio nie nachodzą szaleństwa... Sonia chora... Od kilku dni jadła coraz mniej, aż w końcu przestała. Pańcia chciała z Nią jechać jutro na badania do weterynarza, ale gdy dzisiaj wróciła z pracy, bardzo się wystraszyła. Sonia dostała oczopląsu, skrętu główki i do tego nie mogła ustać, tylko ciągle wywracała się na lewą stronę. Do tego wymiotowała taką dziwną, żółtą mazią... Oj, aż się Pańcia popłakała. Nawet ja grzecznie odpuściłam dłuższy spacerek i zaraz po siusianiu spokojnie wróciłam do domku. A Pańcia Sonię wzięła na ręce, zaniosła do auta i pojechały. Długo Pańci nie było, a gdy wróciła, była sama. Aż usiadłam. Patrzyłam na Pańcię i patrzyłam, a moje oczy pytały: "gdzie jest Sonia?". Pańcia powiedziała, żebym się nie martwiła, że będzie dobrze, że Sonia musiała zostać u weterynarza, bo podają jej kroplówki i leki, ale wieczorkiem Pańcia przywiezie Ją spowrotem. No i w końcu przywiozła... Nadal rozchwianą, nie mogącą ustać i z oczopląsem. Do tego siusiającą pod siebie... Pańcia położyła Ją na dziecięcych podkładach, zabroniła Małemu M. się zbliżać i czekamy... Pani Doktor powiedziała, że gorzej już nie będzie, że powinno do jutra się poprawić, a jeśli nie, to jutro podadzą Sonii sterydy... A Ona przecież jest już tak "nasterydowana", że chyba więcej Jej nie potrzeba...
Pańcia wzięła na jutro urlop. Żeby być przy Sonii i na spokojnie, jeszcze rano, znowu odwiedzić weterynarza. Powiedzieli, że prawdopodobnie jest to silne zapalenie ucha środkowego (ponoć daje takie objawy), ale może to też być problem typowo neurologiczny (wylew...) i wtedy poprawa może być tylko chwilowa... Oj, ciężkie chwile przed nami... B.