piątek, 22 lipca 2011

Góry, góry, góry...

W końcu mam nadzieję nadrobić zaległości, czyli parę słów o... Leśniczówce:) Przeboleję fakt, że miały to być spokojne, spokojne, SPOKOJNE  wakacje. I w zasadzie byłyby, gdyby nie ten przystanek w PSITULU. I powiększenie się Rodzinki.
Miejsce - bajka. Góry, Leśniczówka na zboczu, wielka łąka, wokół lasy, zejście do czyściutkiej, górskiej rzeczki i cisza... No, cisza też by była, gdyby nie Młoda... Cały dzień można by leżeć na dworze, żadnych obcych psów i ludzi...
Prawie cały tydzień świeciło słoneczko. Czyli już pierwszego dnia poszliśmy nad rzeczkę. Rzeczka w połowie szerokości głęboka na 30cm, w połowie - na 80cm. Więc wchodziłam do tej głębszej wody, kładłam się pod prąd i gdy machałam łapkami, to mnie tak fajnie unosiło... A to młode, niewyrobione boi się wody! Było miło i przyjemnie, ale to chyba przez tę przyjemność teraz tak cierpię.
Bahia szalała od rana do wieczora. Biegała we wszystkich kierunkach naraz, szczekała na każdy niezidentyfikowany dźwięk, kradła każdą rzecz, która pozostawała bez opieki Pani, Pana lub Małego M. Przez to o mały włos nie została Francą lub Zołzą.  Mnie też co chwilę zaczepiała, ale po paru spięciach i ostrych wymianach cięć kłami, dawała sobie spokój. Ja już naprawdę nie mam siły na przeżywanie drugiej młodości... Mimo to miło popatrzeć na takie "tornado":)
W międzyczasie okazało się, że z Bahii straszny tchórz. Czyżby ktoś ją kiedyś strasznie skrzywdził? Gdy Pan przekładał pasek z jednych spodni do drugich, zwinęła się w kłębek i z piskiem uciekła. Tak samo zareagowała wieczorem na światło wojskowej latarki. Podobnie reaguje nawet teraz na przejeżdżające samochody i autobusy. Dziwne, że sama jest w samochodzie bardzo spokojna i nie panikuje...
A ostatniego dnia było strasznie. Przyjechali właściciele Leśniczówki i... Bahia rzuciła się na Pana G. Ta nasza Pańcia to ma chyba jakiś ekstra zmysł, bo jak tylko Ich zobaczyła, zapięła Bahii smycz i trzymała ją króciutko. Pewnie tylko dzięki temu nie doszło do czegoś strasznego... Nie przypuszczałam, że tak może wyglądać agresja, pod którą chowa się paniczny strach. Młoda się maksymalnie zjeżyła, ogon podwinęła pod siebie, uszy położyła, a jak szczerzyła kły, to fafle z nosem podeszły jej pod oczy. Wyglądała strasznie. Rzucała się w kierunku Pana G., warczała, szczekała, cała drżała... To był chyba jedyny moment, gdy Pani i Pan zadali sobie pytanie, czy przyjęcie Bahii do Rodzinki to był dobry pomysł... A jeżeli będzie tak reagować na każdego obcego-nieobcego, który przyjdzie w odwiedziny? A Rodzinka Pani, a Sąsiadka? Chyba czeka nas trochę pracy, żeby tę małą Francę uczłowieczyć:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz