czwartek, 23 czerwca 2011

Podjęli decyzję...

10 czerwca 2011r. Pani wciąż wracała do mojego profilu na portalu ogłoszeniowym. Po śniadaniu (Państwo mieli wtedy urlop), po rozpatrzeniu wielu "za" i wielu "przeciw", po walce na argumenty i ich wzajemnym zbijaniu Pan powiedział "to jedziemy". I przyjechali do Psitula. Wzięli ze sobą oczywiście Sonię, bo głównym warunkiem mojego przyjęcia do Rodziny była akceptacja ze strony pierwszego ONka w Domu. Moja Opiekunka wyprowadziła mnie na smyczy za schroniskowy płot. Mnie jednak było wszystko jedno... Już nie wierzyłem, że ktoś mnie zauważy, że ktoś mnie pokocha, że będę miał Dom... Oglądali mnie, wołali, głaskali... A ja tak bardzo chciałem wrócić na "swój" kawałek podłogi w schronisku... I jeszcze Sonia, zazdrosna, próbująca pokazać, że miejsce przy Pani i Panu należy tylko do Niej. Czułem, że Państwem targają wątpliwości... I wtedy Pan powiedział: "dość tego zastanawiania, wsiadamy, Misiek, do auta i jedziemy do Domu". Ale nie podpisali jeszcze adopcji, chcieli mieć pewność, że Sonia zaakceptuje moją obecność w Domu...
Dom... Bałem się sam gdziekolwiek ruszyć i zajrzeć. Wyłożyłem się więc na balkonie i tam spędziłem kilka godzin. Pani i Pan zaczęli mnie czesać. Oj, strasznie wyglądało to moje futerko. A jakie było brudne, skołtunione... Pani i Pan cierpliwie je szczotkowali, aż zaczęło mi to sprawiać ból i zacząłem się niecierpliwić. I pokazałem ząbki. "A jeśli on będzie agresywny?". Nie chciałem być agresywny! Nie jestem agresywny! Muszę się opanować... Ale to Pani wpadła na pomysł, jak mi pokazać, że się mnie nie boi: gdy kolejny raz przy czesaniu pokazałem ząbki, po prostu włożyła rękę do mojego pyska i powiedziała: "no gryź, gryź, jak jesteś taki zły". I się zdziwiłem trochę. No bo przecież nie chciałem nikogo gryźć, chciałem tylko pokazać moje zniecierpliwienie. Teraz po prostu wstaję i odchodzę, i Pani to szanuje.
Sonia. Pokazała mi, że to Ona rządzi, gdy podszedłem do miski. Ale Państwo szybko jej wytłumaczyli, że teraz mieszkam z Nimi i Ona musi ten fakt zaakceptować. Jeszcze nie mogę w to uwierzyć...
Do tego mój brzuszek zaczął się buntować i strasznie boję się, że zapaskudzę Domek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz