I chyba to już tak na poważnie... To znaczy Anatol, Pan Szalonego Labradora - Grzesia, pomaga Pańci i Panu zapanować nad moimi strachami, lękami, szaleństwem... Gdy przyszedł za pierwszym razem, już od progu próbowałam Mu pokazać, że to mój teren i będę szczekać i straszyć, żeby obronić. Ale On wyglądał i zachowywał się tak, jakby mnie tam w ogóle nie było!!! A przecież szczekałam tak strasznie głośno... W zasadzie obszczekiwałam Go prawie cały czas, jak tylko się ruszył, a On nie zwracał na mnie wtedy uwagi... I w końcu odpuściłam, bo przecież miał przy sobie masę smakołyków. Kto by wtedy nie odpuścił? Za to Pańcia była zestresowana bardziej ode mnie. I dowiedziała się, że musi się odstresować... Przynajmniej nie jestem z tym sama...
Potem przyszedł drugi raz. Nadal szczekałam, ale krócej i w końcu przestałam zwracać uwagę na to, że chodzi po pokoju... Niesamowite, co te smakołyki potrafią zrobić z psem... Tym razem pogadał trochę z Panią i Panem, a potem... poszliśmy na spacer:) Z Grzesiem:) To był fajny spacer, bo to Grześ skutecznie rozpraszał moje lęki no i nie dał mi skupić się na stresujących odgłosach ulicy:) Nawet Pańcia mnie puściła i poszalałam z Grzesiem, jak rzadko...
Drugi spacer, ostatnio, był już bez Grzesia, bo Anatol tłumaczył Pańci wiele rzeczy dotyczących moich zachowań i pomagał wybrnąć z trudnych sytuacji lękowych. No i pokazał, jak uczyć mnie najbardziej podstawowych rzeczy, które są ponoć niezbędne do wyprostowania mojego zestresowanego charakteru...
Więc na razie walczymy ze strachem i szaleństwami, a i tak najbardziej cieszą mnie zabawy, których nas nauczył:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz