Pańcia chyba na poważnie wzięła się za moje szkolenie... Wciąż powtarza Panu, że idealne opanowanie przeze mnie komendy "siad" oraz natychmiastowa reakcja na imię to droga do sukcesu, czyli: opanowanie skakania na powitanie, opanowanie agresji wynikającej z zazdrości o Sonię, czy też, a może przede wszystkim, zlikwidowanie agresji wobec Gości. Ciekawe, czy nam się uda:) Na swoje imię i na "siad" w domku reaguję już bardzo ładnie i zazwyczaj bardzo mi się to opłaca, bo Pańcia zawsze ma dla mnie jakiś smakołyk, albo smyranie między uszami. Tylko nie rozumiem, dlaczego Sonia też wtedy dostaje smakołyki, przecież nie wykonuje poleceń, jak ja? No cóż... Muszę się z tym pogodzić...
No i umiem już podawać łapkę:) Jeszcze nie zawsze, ale zazwyczaj rozpoznaję komendę i wtedy Pańcia się bardzo cieszy.
Niestety mam jeszcze problem ze skupieniem się na spacerze. Bo wtedy dzieje się tyle innych, ciekawych rzeczy, że po prostu nie dociera do mnie, gdy Pańcia woła "Bahia"!!! Ale bardzo się staram i wiem, że Pańcia docenia nawet te moje, często nie udane, starania.
No a starania Pana? Wymyślił ostatnio, czyli wczoraj, że jak na jednej, trzymetrowej smyczy, zapnie Sonię i mnie, tzn. na jednym końcu Sonię, na drugim mnie, to na spacerze robimy się grzeczniejsze. Tak, jakby zależność jednej od drugiej powodowała, że działamy jak zespół i wtedy jest i prościej, i wygodniej. Pan jest bardzo zadowolony ze swojego wynalazku:) A i nam nie jest z tym źle... B.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz