Na szczęście już się skończyła. Ale przez chwilę byłyśmy głodne. Nie ma się czemu dziwić, że Pańcia przez 2 dni nie dawała nam jeść... Ze mnie z obu stron leciała woda, z Bahii - tylko z przodu. Ale jak już zwracałyśmy dokładnie to, co zjadłyśmy, Pańcia załadowała mnie do auta i zawiozła do weterynarza (w poniedziałek), a Bahii powiedziała, że będzie głodówka...
Okazało się, że moje delikatne jelita nie wytrzymały mieszanki pokarmowej, jaką w ostatnim czasie fundowała nam Pańcia. Do tego stwierdzono, że zdążyłam się odwodnić i zaaplikowano mi kroplówkę. To było straszne. Przez ponad dwie godziny musiałam leżeć z wyprostowaną łapką... Ale mi było niewygodnie... Do tego lekarz powiedział: dość, od jutra Sonia je już tylko Hepatic. Nie do końca mi się to podoba, bo uwielbiam makaron z wątróbeczką, ale jak z powrotem zacznę normalnie trawić to może odzyskam swój dywanik. Wstyd się przyznawać, ale tak go zapaskudziłam, że Pańcia nieźle musiała się namęczyć, żeby go wyprać i teraz leży sobie na balkonie i wietrzeje (dywanik oczywiście, a nie Pańcia)... I od wczoraj jem już tylko Hepatic i tabletki. A dziś jeszcze Pańcia wsypała mi do miski jakiś wstrętny proszek i przykazała wylizać miskę do czysta, bo to jakiś specjalny lek na wątrobę, a moje wyniki ostatnio nie były najlepsze... Więc cóż było robić? Zjadłam... Ale za to, w końcu, kupcia była dzisiaj "jak ta lala":) Więc czekam na swój dywanik:)
A diagnoza dla Bahii? Weterynarz przypuszcza, że siedzi w niej jakieś paskudne paskudztwo oporne na standardowe leki na robaczki i Pańcia musi zebrać Bahii kupkę i zawieźć do zbadania... Jak na razie Bahia musi najpierw tę kupkę zrobić, a od czasu głodówki jakoś nie wykazuje chęci... ;) S.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz