Oj, kiedy tu ostatnio zaglądaliśmy? Strasznie dawno. Ale, prawdę mówiąc, nie było kiedy... Pańcia cały sierpień wyglądała jak chodząca piłeczka i w zasadzie więcej leżała niż chodziła, bo upały dawały się jej, i nie tylko jej, we znaki... A teraz mamy już listopad... Czas ucieka, przelatuje przez pazurki, wszystko się zmienia... No, może nie wszystko, ale zmieniło się trochę. Pańcia siedzi cały czas w domku, więc nie jestem sama. No i jest jeszcze ten nowy członek Rodziny :) Nic, tylko śpi, płacze, przykleja się do Pańci. Oj, bywam zazdrosna, ale cóż mogę, przecież to tylko szczeniak...
Szczeniak, nie szczeniak, ważny, nie ważny, rozumie, nie rozumie, ja też muszę czasem zwrócić jakoś na siebie uwagę. A najlepszym sposobem jest... drobna kradzież;) Dostaje mi się potem po uszach, ale co się mnie nagonią, to moje:) Taka fajna zabawa: kradnę, daję o tym znać (Pańcia już nauczyła się rozpoznawać sygnały i natychmiast wie, że coś zwinęłam) i uciekam. A oni tylko grożą palcem i powtarzają: "nie wolno, nie wolno" :) Tak, jakbym nie wiedziała, że nie wolno. Pewnie, że wiem, że nie wolno, głupia nie jestem :) Ale podkradanie to mam chyba we krwi... I ile z tego przyjemności:) Zwinęłam już kilka oszustów (czyt. smoczków) no i notorycznie kradnę ubranka i pieluszki (flanelowe). Zużytych pampersów Pańcia niestety baaaardzo pilnuje:( A tak fajnie pachną... I pewnie fajnie by się darły...
Szczeniak lub, jak kto woli, Kosmita ma już 2 miesiące. Teraz zabawa polega na tym, żeby go dopaść, wylizać i uciec, zanim się Pańcia zorientuje. Tupią wtedy na mnie, odganiają, buczą. No przecież mam prawo się przywitać, prawda? Albo po prostu dołożyć swoją porcję czułości:)
Kosmita za to śpi coraz mniej i zaczyna wydawać jakieś dziwne dźwięki nie będące wrzaskiem. Tylko jak je zrozumieć? Czy mu tak już zostanie? Trzeba będzie uczyć się kolejnego języka? Czasem nie ogarniam tego szczeniaka...
No i muszę się pochwalić:) Choć pewnie i Pan, i Pańcia tak by tego nie ujęli... Tyle zostało z mojego posłania:) Ale fajnie się darło:) Najpierw pazurami podkopywałam i podkopywałam, aż naderwałam materiał i mogłam go złapać zębami, a potem szarpałam i szarpałam, i tak kawałek po kawałku darłam... Jak Pańcia sprzątnęła to, co wydarłam, to wydzierałam nowe:) Aż nie zostało już nic do wydzierania:( Z posłania też nie zostało wiele:( Zabrali, wynieśli, wyrzucili:( Ponoć sama jestem sobie winna, że nie mam gdzie się teraz wyłożyć, nie mam gdzie zanieść sznurka... Jak się dobiorę do zasłonek to też będę sama sobie winna, że nie będę miała się za czym chować? Jednak za zasłonki to bym pewnie nie tylko po uszach dostała... Trzeba sprawę przemyśleć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz